This is additional content area. Learn more
prof. Janusz Stanny: Moje kino to jest kino na ulicy Zamoyskiego. Obecnie jest tam Teatr Powszechny, ale tam było kino, które najpierw, przed wojną nazywało się Bomba, to było Kino Bomba. I tam były poranki dla młodzieży, mówiłem panu – kto na koniu jeździł? Tom Mix. Wielki kowboj. Bo w czasie poranków była albo Królewna Śnieżka, albo kowbojszczyzna jakaś. I tam moim wielkim, wielkim… ja byłem wielkim adoratorem Tom Mixa, on się tak pisał – Tom Mix „Jeździec na białym koniu”. No i już jak już było wiadomo, że w czasie porank…a, poranku, poranka, będzie Tom Mix, to już się szło jak w dym. A nie, Tom Mix występował w wielu filmach. On był bohaterem wielu filmów.
Prowadzący: A, no właśnie.
J.S.: Zabijał Indian ile pan chce. Każdą ilość mógł zabić w czasie seansu. Zresztą nigdy na to tak nie patrzyłem od tej strony, bo Tom Mix musiał, musiał się nie tylko bronić, i musiał zabijać Indian. To nie było tak, że oni tam weszli, bruździli Indianom – nie. Tom Mix nie chciał być oskalpowany. No to tak było. I to było pierwsze zetknięcie… tak, no to było przed wojną, ’38 chyba, i to było kino Bomba. Dlatego to kino bom… może nie dlatego.
P: Film był czarno-biały oczywiście?
J.S.: No nie! on był lekko sepiowy.
P: Słusznie.
J.S.: Wie pan, takie były. A kino Bomba było, nie wiem dlaczego, ale przed kinem Bomba stała… bomba – kupuj pożyczkę LOP. Takie były bomby rozstawione w Warszawie. Jedna stała, wiem, przed BGK, a druga stała przed kinem Bomba.
P: Rodzaj takiej reklamy wizualnej?
J.S.: Reklamy wizualnej. Bomba była bliżej sufitu. Później to był, później to był kinoteatr Popularny.
P: A pierwszy film animowany, który pan widział w kinie?
J.S.: No Królewna Śnieżka. I to nawet wiem gdzie. Widziałem go na ulicy Inżynierskiej – tam było kino Syrena. Czuję, że się panu wszystko zgadza.
P: Zgadza mi się.
J.S.: Z tym co inni mówili. Tam widziałem Królewnę Śnieżkę. Zresztą widziałem tam też pierwszy film radziecki po, po, po wyniesieniu się Niemców z Pragi już, to był film nakręcony przez czołówkę Wojska Polskiego o jakimś polskim patriocie, którego grał Krasnowiecki, był taki aktor, Krasnowiecki – stare pokolenie już tam. Chodziło o to, że on walczył z Niemcami, bo była taka potrzeba. Ale pamiętam jak Krasnowiecki wyjmował z magazynku… <śmiech> z magazynku wyjmował te kule, pociski, i do nas mówił, do widzów, mówił: „Siedem szwabskich trupów!” O Jezu, brawa na widowni! Ale wie pan dlaczego to się podobało? Bo jak wyszliśmy, bo ja z bratem chodziłem, jak wyszliśmy z kina potem właśnie, nie pamiętam jak się nazywał ten film, trudno, Krasnowiecki wyjmował każdy ten i mówił: „Siedem szwabskich…”, wie pan, ja to do dziś zapamiętałem, czyli to musiało być mocne. Ale jak wyszliśmy z tego kina i skierowaliśmy się Inżynierska, chcieliśmy tędy iść na Grochów, to akurat, do dziś nie wiem czy to była artyleria przeciwlotnicza, czy koniec wojny, bo wie pan, niebo na raz FFRRRRUUUU, tymi kolorowymi tymi, także my uciekliśmy, bo nie było wiadomo jeszcze póki nikt nie mówił, a może to było tylko zdobycie Kołobrzegu, bo to też było fetowane zawsze.