UWAGA: Ten epizod możesz także znaleźć na naszym kanale na YT

Aleksandra Petryna: No więc ile razy moja mama się wybierała do Warszawy, a że nie wybierała się tak często, ze względu, że pracowała jako nauczycielka w szkole, więc była związana z pracą w szkole. Ale ponieważ moja mama była wyznania prawosławnego, to często właśnie święta, zwłaszcza wielkanocne, wypadały w innym okresie niż nasze katolickie święta i mama wtedy przyjeżdżała tutaj na te nabożeństwa postne do cerkwi na Pradze, w tej cerkwi. Wprawdzie piękne te są cerkiewne nabożeństwa, bardzo piękne są chóry i muzyki tam nie ma, tylko chóry, tu nie ma żadnych tych… No ale jak dla dziecka, to było coś męczącego, a jednocześnie wyjazd do Warszawy był dla mnie atrakcją, to się jechało kolejką elektryczną WKD. WKD ja pamiętam jeździłam. Potem się do cioci jechało dorożką, jednokonne, to znaczy zaprzężone w jednego konia, no ale było bardzo fajnie jechać dorożką po Warszawie przez most i… On miał taką zabudowę, taką kratę, taką jakąś, no nie wiem, jak to nazwać, ale nie był taki otwarty na Wisłę, tylko była, był… miał taką właśnie metalową balustradę, która zasłaniała ten rzekę. On nie jest podobny do tamtego mostu. W tej chwili się nazywa Śląsko-Dąbrowski, przedtem właśnie w tym miejscu był most tak zwany Kerbedzia. Nie znałam jakieś określenia tego dorożkarza, ale to był dorożkarz pierwszy z brzega, jaki tam stał w kolejce. I wiem, że to była bardzo przyjemna podróż tą dorożką. Gorzej było, jeżeli chodziło o tramwaj. Tramwaj to było coś takiego, że na przykład ja jako dziecko pragnęłam siedzieć w tramwaju przy oknie, bo wtedy widziałam wszystko, no ale niestety trafiało się, że wsiadały starsze panie i stawały tam, gdzie widzieli, gdzie siedzi dziecko i to dziecko było zmuszone wstać i ustąpić miejsca tej starej babci. Wiem, że bardzo nienawidziłam tych, te starsze baby, którym musiałam ustępować miejsca, a tak dobrze mi się siedziało i obserwowało Warszawę. No, ale niestety. Jestem wyrozumiała właśnie dla dzieci, które nie ustępują, dlatego że doskonale sobie zdaję sprawę, że w psychice dziecka nie istnieje pojęcie starości – że ktoś nie może stać, że ktoś nie może… Dlatego jestem wyrozumiała. Że dla dziecka to jest coś, co mu sprawia wielką przyjemność, że on siedzi, że on obserwuje. No a taka, a ustępowanie to miejsca no było wymuszone. No ale Warszawa przed wojną miała specyficzny jakiś wygląd. I ta Praga, jak wchodziłam do tej bramy, żeby pójść tam do mieszkania, to miała jakiś no, taki zapach, który zawsze mi upamiętniał, że to jest Warszawa. Pachnie. Prawdopodobnie to był zapach spowodowany no jakimiś pachnącymi płynami czy środkami, którymi myto klatkę schodową czy myto no tego… No ale zapamiętałam ten, ten zapach. Nie było wtedy jakichś możliwości rozrywek. Ja miałam tylko jedną koleżankę, do której chodziłam. Czasami całe dnie u niej przebywałam, ona miała, mieli ogród, mieli owoce, mieli hamak, mieli w ogóle… No było matka jej też nie chciała, żeby ona miała jakieś koleżanki nieznajome, nie tego, więc bardzo mnie tolerowała, więc mnie tam karmiła, żywiła, ja tam całe dnie spędzałam. Nam wystarczyły bajki, książki, które nam tam babcia opowiadała czy czytała, czy mama czytała. Ale nie było zapotrzebowania ani na jakiś teatr, ani na jakieś kino. No niestety nie miałyśmy takich wymogów.