Stanisław Zalewski:  Farmazon to był taki facet, który picuje, czyli mówi, wie pan, o wszystkim, a na niczym się nie zna. Ale opowiadać potrafi. To to po wojnie jeszcze było. Były przypadki sprzedaży, proszę pana, tramwaju. Polegało to na tym, że przyjeżdżający z prowincji, bo ten facet miał pośredników, ktoś przyjechał z pieniędzmi ktoś, już wiedzieli: Panie, a może pan tramwaj kupi? A po co mi taki tramwaj? Ale chodź pan, zobaczysz pan. Wsiadali do tramwaju, przekupiony był konduktor, i ten cały macher wchodzi i mówi: Cześć, chłopaki. Cześć. Co jest? No idę zobaczyć. Dużo pan dzisiaj ma? A tamten mówi: O, tyle a tyle. Dobra, no to jedź pan dalej. Wieczorem przyjdziemy, to pieniądze weźmiemy. No i chcesz pan kupić takie coś, mówi, niedrogo panu sprzedamy, zobacz pan, jaki to jest interes. I to nie są, wie pani, kawały, to są autentyczne fakty. Natomiast o kolumnie to ja słyszałem. Ale czy to wymysł był, czy to była prawda, to nie opo… Natomiast jeżeli chodzi o tamten tramwaj, to wiem, że to tak było. No wie pan, takich było dużo, a poza tym na tym bazarze Różyckiego i gdzieś w parkach to były gry różne, no… W tym słynnymi kubkami i kostkami, prawda. Czy w trzy karty, czy w oczko grano. Także to to było na porządku dziennym.

Prowadzący: Słyszałem też, że ten właśnie gość sprzedał czy wydzierżawił Most Kierbedzia pod kopytkowe.

S.Z.: A z czego to wynikło? To wynikło z tego, że do Warszawy przyjeżdżali bogaci wieśniacy. A wieś ówczesna, no to, przepraszam, jak to się mówi teraz, to było takie zadupie, prawda, że kultura nie docierała, gazet nie było, radia niemowy, to wszystkie wiadomości, to albo usłyszane z ambony, albo od sąsiadów, którzy gdzieś pojechał. A jak ktoś pojechał, jak przyjechał, to jak zaczął opowiadać, to wiadomo, to tak jak teraz ci, co przeżyli pewne rzeczy, to sobie dokładają. Tak samo i oni. I to były jedyne wiadomości.

P: Czyli na tej naiwności i niewiedzy korzystali…

S.Z.: To była niewiedza, to nie była…to była niewiedza. No bo jeżeli przychodzi ktoś i facet, dalej, ten, co sprzedawał mu, ostrzy kolumnę, to on nie był sam. On miał pomocników, którzy robili przedstawienie, przykładowo z tym konduktorem i tramwajem, że sprzedawał to bilety, co słychać, jak, no, a te, to kupuję, no dobra. Ale dlaczego? Dlatego że była, no, niewiedza. Teraz już tego nie ma, wszędzie dociera to słowo mówione czy drukowane, czy też mailowe. Już nie ma. Za to teraz jest natłok innych informacji i ludzie są tacy sami, wie pan, nic się nie zmienili. Tylko te informacje, to kupowanie i sprzedawanie, ma inny wymiar. Ale w dalszym ciągu to następuje.

P: Czyli też niewiedza i pewna naiwność…

S.Z.: Jest w dalszym ciągu, no. To ten kawał, co panu powiedziałem. A drugi mówi: Ty, mówi, a wiesz, jak było na wojnie? A co ty mówisz? Człowiek kładł się żywym, a wstawał umarłym, mówi.