Prowadzący: A kominiarze?

Stanisław Zalewski: Ach, to jest codzienny, wie pan, widok, kominiarze. Przecież palono węglem i kominy należało czyścić. Kominiarz w cylindrze, wie pan, umorusany obowiązkowo, nawet jak wychodził z domu czysty, to przy pierwszym czyszczeniu musiał się umorusać. Ubrany był w czarny wycior z jednej strony, taka specjalna linka z kulą w drugiej ręce, no bo jak chodził na dach i komin najpierw musiał… Bo były kominy, które tak się sadzą zasklepiały, że musiał tą kulą ich przebijać, a dopiero ta kula pociągała za sobą szczotkę specjalną i on przeczyszczał ten komin, schodził później.

P: I był ubrany w cylinder?

S.Z.: To był… To się tak nazywało, cylinder, ale to był taki kapelusz z wysokim rondem… Przepraszam, z szerokim rondem. I, jak to, no to ta część na głowie była wysoka. Ale to były jakieś względy chyba, wie pan, nie artystyczne, ale jakieś praktyczne. Prawdopodobnie dlatego, że on był narażony na te wyziewy, spaliny i ta głowa żeby mu się jakoś może nie przegrzewała, to… Ale to później weszło do mody! No i jak szedł, to oczywiście dziewuchy musiały go chwytać za guzik, bo to przynosiło szczęście.

P: Kominiarza chwytały za guzik?

S.Z.: Tak! Bo to było szczęście. Koniecznie musiały za guzik.

P: No dzisiaj też to zostało, ale to dzisiaj się każdy chwyta za guzik, który ma, u siebie.

S.Z.: Niee, kominiarza, wie pan, trzeba było. Za kominiarza się chwycić. No bo co to swój? Kominiarza…

P: No to on był oblegany w takim razie!

S.Z.: A tak! Jak szedł, proszę pana, kominiarz, to był w rodzaju dygnitarza, no… Wszędzie, jak, wie pan, szedł do domu, to był przyjmowany z szacunkiem jako kominiarz. A dlaczego? On był narażony na niebezpieczeństwo. Łazić po ówczesnych dachach to nie to, co teraz. Naprawdę musiał się naczepiać,chodzić. Niektórzy mieli specjalną taką drabineczkę nawet z sobą, nosili wysuwane. No bo jak wejść na strych i ze strychu na spadzisty dach, żeby nie zlecieć? Także to nie była taka praca lekka, jak to się wydawało. To była ciężka praca. A że ciężka praca, a że mieli specjalny mundur, specjalny cech kominiarzy… Przecież kominiarze chodzili na Nowy Rok i święta Bożego Narodzenia, składali życzenia i dostawali od ludzi jakieś tam datki. To jeszcze po wojnie było.

P: Aha, czyli to była taka bardzo lubiana postać?

S.Z.: To była bardzo lubiana, wie pan, i zawsze utożsamiana ze szczęściem. Spotkanie kominiarza to utożsamiało się ze szczęściem. Tak było utarte.