Ryszard Szufladowicz: A teraz pominęliśmy taki drobny fragmencik tych różnych zakładów, takich, takich ciekawych fachowców. No dzisiaj już nie ma, dzisiaj nie ma zapotrzebowania na to, prawda, ale byli znakomici szewcy w okolicy. Na przykład taki pan Cudnowski, pamiętam nazwisko, na Strzeleckiej 48, w podwórku, na dole, to moja zawsze u niego zawsze pantofle…, robił cudowne pantofelki, z żabiej skórki, z wężowej skórki, na szpileczkach, takie, i co pani chciała, śliczne, artysta był! Starsi wtedy, no dla mnie starsi… był doskonały warsztat, z kolei mechaniczny, na Stalowej 35, Słodkowski chyba, chyba Słodkowski czy Skłodkowski, czy… Sympatyczny człowiek, tokarki, tam stała i fryzarka, wszystko pani mogła: od klucza dorobić, zrobić część jakąś do maszyny do szycia, złote rączki, wszystko potrafili zrobić. Było takich warsztatów sporo, były takie fajne punkty, jak cukiernie Puchalskiego, Stalowa 28, pyszne ciastka. O Frubie już to niedaleko muzeum, róg… Kepnej…, no monopol, tam na rogu przy, na rogu Ząbkowskiej był genialny cukiernik, genialny na całą Pragę, Fruba nazywał się. Takie lody jak były u Fruby, to my ze Strzeleckiej chodziliśmy do Fruby na lody. Pyszne lody. A więc ta Praga się w niektórych punktach manifestowała takimi oryginalnymi, różnymi taki, takie smaczki zawodowe. Krawcy byli wspaniali, u których można było wszystko, a szczególnie po wojnie, było szalenie istotne, bo ta odzież to była właściwie tak, z młodszego na starszego, przerabiana na nitce…czy, to to były czasy, jak powiedziałem wcześniej, trudne i te zawody były cholernie potrzebne tam, dzisiaj tego nie ma, wszystko poginęło.