Krystyn Karol Machczyński : Jak weszli Rosjanie i Polacy 44 rok we wrześniu do nas, w 44 roku i na Pradze byli, i przy Władysława IV, przy Władku IV wybudowali ziemiankę, bunkier wojskowy. Polacy. Ich tam było z 10. I tak żeby widzieć, most już był zerwany, most Kierbedzia się nazywał, śląsko-dąbrowski, zerwany już był, nie było transportu żadnego. Tu cerkiew, tu ten bunkier, Władek, tu ja mieszkałem. I ja z nimi nawiązałem kontakt. Z tymi żołnierzami. Jako taki dzieciak. No chodziłem tam do nich. I oni mnie na przykład stawiali, stawali, stawiali na warcie. Dawali mi karabin na ramię, z tym że wyjmowali nabój, wysypywali połowę proszku, zatykali gazetą czy czymś, ja miałem takie naboje z tymi gazetami i stałem. I stoję na tej warcie i między innymi idzie dozorczyni z bloku z Jagielońskiej 35, którą znałem bardzo dobrze. Ja stoję na warcie i mówię: Stój kto idzie! Hasło!, a ona: „Gówniarzu, wyczyść sobie gile u nosa!”, ja mówię: Hasło, bo będę strzelał!, „Już ci powiedziałam!”. Wyjąłem ten karabin, wziąłem za niego i strzeliłem. Był taki krzyk! Tak ta baba krzyczała! Skakała, gdzieś poleciała, nie wiem gdzie, i oni ci żołnierze wyszli i mówią: „Coś ty kurde…”, jeszcze wtedy Krysiek, „…coś ty Krysiek zrobił?”, ja mówię: No nie podała hasła, nic jej nie mogłem puścić. No i oni mówią: „Dawaj ten karabin”. I tak odeszli z 10 metrów do tej ziemianki i strzelili z następnego naboju, to ten papier wlazł tak w drewno, że nie mogli wyjąć! To jednak taka siła. A ja jej w dupę, nie? No miałem przechlapane z pół roku. Potem mi darowała.