UWAGA! Ten epizod możesz również znaleźć na naszym kanale na YT

Jan Rybak: A w szczególnie ulica 11 Listopada. Bo nią przeciągały najpiękniejsze pogrzeby. Wszystkie, które się kierowały na Bródno, na świętego Wincentego, to musiały przejeżdżać 11 Listopada. To były karawany zaprzężone w dwa, cztery czarne konie, to byli faceci, którzy mieli czarne pirogi, mieli latarnie, pełno było kwiatów, szła rodzina za karawanem… Uważałem, że najpiękniejszym dla mnie zajęciem i w przyszłości kim mógłbym zostać to był karawaniarz. Bo to był mundur, to był splendor i tu się jechało. Inni szli, tylko nieboszczyk i karawaniarz siedzieli. On leżał, a karawaniarz siedział. Poza tym były to różne pogrzeby. Od ciekawych katolickich, ale najbardziej ciekawych żydowskich. Dlatego że Żydzi mieli cmentarz zaraz, prawda, za wiaduktem, przy świętego Wincentego. No, to były charakterystyczne pogrzeby, dlatego że szły płaczki, tak zwane. One opłakiwały tego zmarłego, one się tak darły, włosy sobie to rę… no, nie wyrywały, ale niby, niby wyrywały, bo byłyby zupełnie łyse. A niektóre wyrywały, bo miały peruki, zakładały następną perukę. W zależności od tego, jak ten, który organizował pogrzeb, był bogaty. Jak miał pieniądze, to było więcej płaczek, więcej płaczu, więcej darcia tych włosów. A jak nie, no to nie. No oczywiście to były takie folklorystyczne bardzo pogrzeby, no bo ci rabini, ci, prawda, starozakonni, którzy byli w tych chałatach czarnych, w tych lisich czapach, w białych podkolanówkach. No, to zupełnie… dzisiaj panowie sobie najprawdopodobniej tego nie wyobrażacie. Praga żyła. Praga miała inne życie i ta moja okolica właśnie była bardzo ciekawa z uwagi na to, że tam skoncentrowała się rodzina wojskowa, skoncentrowali się żołnierze 36. Pułku Piechoty, były te pogrzeby, a poza tym, to, co było najbardziej atrakcyjne na Pradze… I to jest w ogóle niepowtarzalne. Każde podwórko to było miejsce teatralne. Sobie dzisiaj to trudno wyobrazić. Ono żyło! Dwanaście godzin to podwórko żyło. Jeden wchodził, drugi wychodził. Jak wychodzili magicy, którzy połykali miecze, ogień połykali, prawda, rozkładali dywaniki, przebijali się, fakir leżał na gwoździach, to przychodził kataryniarz. I te wszystkie, przepraszam, kuchty wybiegały, no bo papuga dawała los szczęścia. Kiedy ona wyjdzie za mąż. No i papuga się nie mogła pomylić, bo ona głupia. Wybiera to, co jest pod nosem, a co ona czuje, że może być dobre dla tej dziewczyny. Później śpiewacy przychodzili, no tenor śpiewał, panie jakieś śpiewały. Później przychodzili kupcy, stare szmaty kupuje, kości kupuje. Jak ten wyszedł, to przychodził facet: „Garnki lutuje, garnki reperuje, cynę mam, prawda, kto gospodyni garnek przecieka, czekamy!”. Jak ten wyszedł, to darł się od razu jakiś tam facet: „Noże ostrzę, noże ostrzę, noże ostrzę! Przynosić noże, naostrzę! Gospodyni się nie będzie męczyła!”. I cały dzień to podwórko żyło. Tam nie było chwili wypoczynku. Cały czas na… przebieranie się tych tancerzy, bo jakieś małe trzy-, czteroosobowe zespoły tancerskie. Później akrobaci przychodzili, rozkładali dywanik, figury różne pokazywali, fikołki, ustawiali się w piramidę, trzech. No i oczywiście trzeba było w papierek zawinąć pieniądze i wrzucać. No bo jak ktoś nie dawał, to mówili, no, przedstawienie będzie króciutkie. Prawda? No, oni z tego żyli. Później zwijał to wszystko, szedł na następne podwórko.