Andrzej Ujczak: Jak wchodzi się w podwórko, po prawej stronie był PKU 1936, albo 32, nie pamiętam w tej chwili. Każdy myślał „Co tu, PKO było?”, nie, tu Piotr, Kazimiera Ujczak, bo to cała posesja była, znaczy właścicielem był mój dziadek, Piotr Ujczak, to pobudował. Dziwne że nie zlikwidowali, ale może też myśleli, że to jest PKO. Okres pierwszej wojny światowej przyszedł pan, który kazał mu się spakować, dziadek był dobrym fachowcem, kazał mu się spakować: „Panie Piotrze, wyjeżdżamy do Charkowa. Car tam pana zaprasza”. Chciał, nie chciał, no niby musiał, nie musiał, ale powinien, i w Charkowie był do rewolucji. I tam dobrze zarabiał, bo polskie wyroby mięsne są wyśmienite. Są bardzo dobre. I tam też robił furorę, tak można by nazwać, w każdym razie był duży popyt. I wiem, że zarobił dobre pieniądze tam. I wrócił, rewolucja go uwolniła z Charkowa, kupił wtedy, jakieś kredyty brał, kupił Ząbkowską właśnie. I wtedy Żydzi mieli głównie ziemię, to też kupił od Żyda, wiele tam domów, wiele działek było w rękach Żydowskich. Otworzył masarnię no i tak się zaczęło, no, robił też to co chciał, to co lubił. Był człowiekiem na pewno odważnym. Znaczy podejmował te inwestycje, to trzeba mieć troszkę odwagi. I jak opowiadała pani mama moja, starsza pani, w czasie wojny niewypał bomba uderzyła w Ząbkowską 5. Nieprawdopodobne, bo wpadła w luft, czyli w ten komin! Zawisła gdzieś tam przy czwartym, piątym piętrze, wszyscy oczywiście natychmiast zostali ewakuowani – wojna, nie wiadomo co robić, bo tam… i wiem, że dziadek, znaczy Piotr Ujczak, sam ją wyjął. Wiesz, to jest twoje, no co byś zrobił? No nikogo nie poprosisz, bo kogo to interesuje właściwie, ludzie giną, ruiny wszędzie.

Prowadzący: Nikt nie będzie ryzykował.

A.U.: Jak byłoby twoje, co byś zrobił? No też byś powiedział: „Dobrze, zaryzykuję!”. I wiem że wyjął ją, i dał do rozbrojenia. To była akcja w ogóle odwagi okropnej. To pamiętam. Okres komuny okropnej – no to było cały czas walka, jakieś były podchody, bo to były… wszystko szło w dół, wszystko właściwie do zlikwidowania. Także okropne nerwy. Szybko też potem umarł – ’54 rok jakoś tam. Potem już warsztat był, potem był zamieniany, jakieś tam elektryczne usługi były i tak dalej, i tak dalej, no a to wszystko potem zeszło na psy. Przyszli panowie w skórzanych płaszczach, powiedzieli „Proszę to zamknąć”, domiar wynosi tyle i tyle, czyli zabrali pieniądze jakie się miało, zrobili w domu rewizję, zabrali wszystko co miałeś i koniec! I to się skończyło. Teraz trzeba było iść do pracy jako, nie wiem, kierowca gdzieś na WSS’ie – to twój problem.