This is additional content area. Learn more
UWAGA: Ten epizod możesz także znaleźć na naszym kanale na YT
Alina Matuszewska: Ja pamiętam, że ciotka właśnie moja mnie tam do jakichś harcerzyków tam. No i ja tam, mnie tam … jakoś tam, przysięgnij, i próba miała być! I dali mi paczkę i tą paczkę kazali zawieźć na Pragę. No więc ja strasznie, miałam wtedy trzynaście lat może, byłam strasznie dumna, że ja tutaj tak działam. I jechałam tramwajem na Pragę przez most Poniatowskiego. I nagle była łapanka, zastawili ten cały most, wszystkich z tego, tych tramwajów, a ja z tą paczką. No i tam, nie wiedziałam, co w tej paczce, ale powiedzieli, że tam jakieś materiały wybuch… No i teraz, ja pamiętam, tak sobie myślałam tak – jeżeli właściwie mogłabym tę paczkę pod ławkę wstawić i wyjść, ale ponieważ Niemcy stosowali taką odpowiedzialność zbiorową, więc doszłam do wniosku, że no … może jakichś ludzi przeze mnie, no to trudno, zginę za Ojczyznę. No i wyszłam tam, tam wszyscy stali i oni po kolei. No więc do mnie doszli, to pokazałam tą swoją legitymację. Niemiec się pyta, co jest w tej paczce, a ja udaję, że nie rozumiem, o co chodzi. Ja mówię: „Ja nie wiem”. Ten Niemiec wyrwał mi tą paczkę, a w tej paczce była cegła, cegła! bo to była próba, czy ja się nadaję do konspiracji. I ja, wściekłość taka, że ja tu mam zginąć za Ojczyznę! a ten Niemiec mówi: „verfluchte”, tą cegłę rzucił na ziemię. I ja pamiętam, pojechałam na Pragę, gdzieś na Stalowej ulicy jakieś miałam zawieźć. Poszłam tam i tam otworzyła jakaś taka godna starsza pani. I ja wylałam tą swoją dziecinną wściekłość na tej biednej starszej pani, która w ogóle nie wiedziała, o co chodzi. I ja się tak wściekłam, że już nigdy w życiu do harcerstwa nie należałam. I ten nastrój w Warszawie był taki, że Niemcy się ewakuowali. Jechały takie wozy, na których oni nieogoleni, brudni, szabrowali wszystko, co się da. I tu wszyscy, cała Warszawa, dlaczego tu nie wybucha to powstanie? Ale potem to się zastopowało i oni wrócili. I tego dnia właśnie, co powstanie wybuchło, to rano, potem przychodzili koleżanki, koledzy do wszystkich, żegnali się. I pamiętam, że mój ojciec wziął nas wszystkich, powiedział tak: „Ja jestem przeciwny powstaniu. Ja uważam, że to będzie zniszczone miasta, najlepsi zginą. Ale myśmy tak wychowali Was, że wy musicie iść do tego powstania. No, do widzenia”. I żeśmy się rozeszli, każdy w inną stronę. No ja zresztą byłam przysypana przez osiem godzin… na, na rogu, tak jak Wedel jest, na rogu Szpitalnej. To było tak śmiesznie, że tam też z taką drugą łączniczką byłyśmy tam i zaczęła ryczeć krowa – to było takie, Niemcy mieli takie takie jakieś bomby, które, jak oni to nakręcali, to tak jak krowa ryczało. I zaczęło to, ale to było parę minut, sekund, że jeszcze można. I jak ta krowa zaczęła ryczeć, to myśmy z tą koleżanką wpadły do tego domu właśnie, gdzie Wedel jest. I w piwnicy, po schodach do piwnicy, tam stoi pani z portretem i zablokowała przejście. I ta bomba w końcu gdzieś indziej upadła. Ja mówię do tej pani: „Przecież przez panią mogli wszyscy zginąć!”. A ona mówi: „Moje dziecko, to jest portret, który malowała Maria Koźniewska, to właśnie ta, która te portrety malowała mojej mamy, co tu są, fotografie. I ja nigdy nie byłam taka piękna, byłam bardzo podobna, to ja nie mogę się z tym portretem rozstać. I po wojnie mama tej pani Koźniewskiej, no ja pamiętam, malowałam właśnie portret takiej żony jakiegoś dyplomaty. I potem ja przeszłam na drugą stronę ulicy i tam znajomi nasi, tacy państwo Rzewuscy, mieszkali i oni czy tam on kolekcję mieli, on kolekcjonował wachlarze i miał z całego świata, ale antyczne, jeszcze z czasów Ludwika XIV itd. I ten dom płonął. I pamiętam, że myśmy tam… że ja tam nawet im pomagałam. I potem padłam do piwnicy i ten dom się zawalił. I osiem godzin myśmy się, to straszne było! bo wie Pan, kamienica siedem pięter na łeb spadła, tutaj zaczyna brakować powietrza, ludzie, ludzie się duszą. Po ośmiu godzinach, tam były jakieś takie ławy i tymi ławami mężczyźni przebili się do sąsiedniej kamienicy. Także to też takie było przeżycie straszne.