Sławomir Popowski: Mówię teraz właściwie o całym rejonie bazaru Różyckiego, to był rejon szczególny. Właściwie bazar Różyckiego to był kiedyś takim salonem wystawowym Warszawy i przyjeżdżało mnóstwo ludzi, myśmy mówili, że przyjeżdżają chamy albo wieś, tak żeśmy mówili. Mało tego co jakiś czas dochodziło do bójek między, tak zwaną, zielona Warszawą, a Pragą. Pamiętam jedną z takich akcji, ja wtedy byłem w szkole średniej, mój kumpel był wtedy chyba nawet lekko nawalony. W każdym bądź razie nagle zaczęła się jakaś bijatyka między zieloną Warszawą i Pragą, nie jestem w stanie powiedzieć kto pierwszy zaczął, czy chłopcy z Pragi, czy ludzie z zielonej Warszawy, ale bójka jak się zaczęła koło bazaru Różyckiego, to skończyła się właściwie w wagonach kolei podmiejskiej na Dworcu Wileńskim, który też wtedy wyglądał zupełnie inaczej aniżeli dzisiaj.

Prowadzący: Ale zdefiniujmy określenie: zielona Warszawa?

SP: To byli ci wszyscy, którzy przyjeżdżali nie wiem, Marki, Radzymin, Tłuszcz, Kobyłka, wtedy to były bardzo odległe światy. Bazar to jest świat sam w sobie. Znam dokładnie, znam dobrze..

P: Jeden senior określił – państwo w państwie.

SP: Do pewnego stopnia tak i to dotyczyło nie tylko bazaru. Natomiast cały bazar Różyckiego, było wszystkiego pełno i tajniaków, i milicji. Tajniaków pewnie więcej niż milicji. Na bazarze Różyckiego można było kupić wszystko lub prawie wszystko, nie tylko pyzy, nie tylko flaki, ale to był wielki kręcący się biznes. Po suknie ślubne nie jechałaby zielona Warszawa nie jechała, czy wieś, przepraszam używam dawnej nomenklatury, nie jechała do śródmieścia, bo pewnie nawet tam sklepów z sukniami ślubnymi nie było albo nie było zbyt wiele, tylko jechała na bazar Różyckiego. Bazar Różyckiego dyktował jaka jest moda, czy płaszcze ortalionowe, czy popelinowe. Tam szyto, robiono, sprzedawano masowo. Bardzo kiepskiej jakości, za to bardzo modne buty, które normalnie kupowało się od wyżej stojących szewców na Rutkowskiego, czyli na dzisiejszej Chmielnej. Albo robione według wzoru Śliwki, który bodajże miały swój sklep gdzieś tam na Marszałkowskiej i to robił. Bazar decydował co jest modne, jakie koszule, jakie krawaty, panienki z hula-hop na przykład i krawaty na gumce, przecież to była masowa, masowa produkcja. Wiem to dlatego, ponieważ moja rodzina też zajmowała się tak zwaną prywatna inicjatywą, aczkolwiek w tej hierarchii, był ciut wyżej, bo prowadziła sklep na Karola Wójcika, niedaleko Targowej. Więc wiem jak to wyglądało od kuchni