This is additional content area. Learn more
Leszek Stronk: Przy Grochowskiej, co był ten targ, co jest bazar, to tam były budy z koniną. Bo wie pan, mięsa to nie było. ale konina to jeszcze była. Bo wie pan, teraz to Włosi kupują wszystko, a przedtem to… Ale koniny, to załóżmy moja matka nie jadła. W ogóle nie tego koniny… Myśmy z ojcem tylko jedli. Siostra ani matka to nie. Tak wie pan, mnie nie przeszkadzało. Zresztą ja panu powiem, że ludzie poprzednio to mieli swoje upodobania. Nie to, że może to niedobre było czy nie tego, tylko po prostu to z dziada pradziada było, że koń to jakaś hołota, jakaś niższa kasta to jedli takie właśnie, konia, kota. Bo znałem też takich, co kota jedli, też. Załóżmy proszę pana, jak powstanie, powstanie, to sam jadłem psa, pekińczyka. To pamiętam, że uciekałem do schronu i babka taka z takim pekińczykiem. A ojciec wyjął spluwę, zastrzelił, ona tylko krzyknęła, rzuciła go, ojciec go pod pachę i sam go gotował później (śmiech).