Zbigniew Rymarz: Opowieść o pani doktorowej Jakowskiej, która była postrachem służących. W naszym domu na Targowej 63 była cukiernia z jednej strony bramy, właściwie ciastkarnia by należało powiedzieć. Z drugiej strony bramy była paszteciarnia, to znaczy tam kupowało się wędliny, masło, smalec, ponieważ nie było lodówek. No więc jak czegoś zabrakło, a na dole była paszteciarnia, no to służąca biegła do paszteciarni, czy tam do sklepu innego, żeby coś kupić. Ale jak ją złapała pani doktorowa, to miała pół godziny z głowy. Wypytywała się co na obiad, co słychać, co, kto, jak i kiedy. Czyli było wiadomo, że to co jest na kuchni, to będzie spalone. Więc zawsze czekały, żeby pani doktorowa kogoś zatrzymała i wtedy biegiem przez bramę, a brama taka jak u mnie, i z powrotem biegiem, żeby pani doktorowa nie mogła zatrzymać. No ja dosłownie mając lat 11 wiedziałem, że ta pani ma kochanka, ci sobie radio na spłaty kupili, jak na przykład, to już było na początku okupacji – mówiłem chyba o państwu Ziębach i Lejzerowiczach poprzednio? Bo to było tak, że służąca państwa Lejzerowiczów, którzy byli szalenie kulturalni. To była elita pożydowska. A z kolei, z tymże mieszkali w oficynie. I vis a vis naszego balkonu w stołowym trochę po skosie mieszkali państwo Ziębowie, husyci. I kiedyś służąca Lejzerowiczów trzepie pościel, przychodzi służąca Ziębów kładzie obok, służąca Lejzerowiczów szmergnęła pościel na środki ku podwórze, powiedziała: „Żydowskimi betami nie będę trzepać!”. No i zaczęła się awantura. Pani Ziębowa z panią Lejzerowiczową. Ale tak – kłóciły się, to jedna wyszła, to druga wyszła, a pani doktorowa mówi: „Pani Ziębowa, z kim się pani będzie kłócić?”, też Żydówka! Za chwileczkę Lejzerowiczowa, Ziębowa weszła do pokoju: „Pani Ziębowa, z kim się pani będzie kłócić? Przecież nie państwa poziom”. Ale tak mówiła, że podpuszczała mimo wszystko. Na przykład był bar na dole i tam była orkiestra, i śpiewaczka śpiewała. No więc w lecie otwarte okna, głośno: „A co ta śpiewaczka tak mordę drze jakby ją pijacy podszczypywali! No tak, Zędruscy kupili sobie radio na spłaty, to chcą żeby cała kamienica wiedziała że mają. Zamknąć okna do cholery!”. I to… to podwórze cały czas żyło. Myśmy się przyjaźnili z córką szewca. Bardzo dobrze wychowaną. W oficynie na parterze. Bardzo mili ludzie. Doktorowa przychodziła tam na plotki. Ale jak przychodziła do nas, to mówiła: „Pani Hanko, jak pani może pozwolić, żeby pani dzieci bawiły się z szewcówną”. Mama mówi: „Danusia jest bardzo dobrze wychowana, nie widzę powodu, żeby nie bawiły się”. No i myśmy to Dance powiedzieli. Jak doktorowa przyszła na plotki tam, było jedno krzesło, które miało ruchomą nogę. I podstawiła to krzesło. Nogi poleciały na cztery strony! Więc już później jak przychodziła, to w saloniku siadała na kanapce. Już na fotelach się bała siadać. Więc to też jest jakby wycinek Pragi.